Wypadek samochodowy
Wracałam z pracy do domu. Wjechałam na rondo przed wiaduktem. Przede mną stał biały samochód dostawczy z plandeką przed nim pomarańczowy tir próbował zawrócić na tym wiadukcie więc zrobił się korek. W bocznym lusterku zauważyłam żółtego tira, który jechał na wstecznym biegu w moją stronę. Nie zauważył mnie i wjechał z całym impetem w tył mojego auta. Znała się pomiędzy dwoma dużymi samochodami. Jedyne co czułam to strach, że umrę w blaszanej trumnie. Ktoś otworzył boczne drzwi. To był mój kolega z pracy, Tomasz, którego lubię i szanuję. Zadzwonił po pomoc. Później widziałam światła straży pożarnej. Próbowano mnie wyciągnąć, ale nie dali rady. Kierownica przygniatała moją klatkę piersiową, przednia szyba dotykała mojego policzka. Płakałam. Tomasz wziął mnie za prawą rękę i mówił że wszystko będzie dobrze. Znalazłam się w pułapce, z której nie było wyjścia. Plułam krwią, nie mogłam oddychać uwięziona w zmiażdżonym samochodzie.