Sen o grobie opetanego samobójcy, mojej modlitwie za niego, egzorcyzmie i księdzu.
Miałem dziwny sen i dość często mam podobne ale nie daje Mi to spokoju.
Sen o tym jak dostawałem informacje na temat tragedii do jakich dochodziło gdzieś w kraju. I pojechałem w pewne miejsce w którym popełniło samobójstwo dwoje braci czy przyjaciół. To było drzewo przy drodze. Uklęknąłem przy tym drzewie na brzegu drogi i się modlę o ich wiekuisty spokój czy coś w tym sensie za Nich i za tą tragedia z rodzinę za To że to coś strasznego by Bóg wybaczył im to by rodziny znalazły spokój i ukojenie, tak mi szkoda było całej rodziny i tych chłopców i tak Modląc się stanął przedemna ksiądz w czarnej sutannie ze starą pomarszczona Twarzą jak Clin Eastwood i krzyczy na mnie ze tak nie można żebym tego nie robił że nie znam ponoć szczegółów tragedii, kiedy się zapytałem co się stało dla czego, on odpowiedział Mi. To są ponoć opetani ludzie samobójca jeden jest pochowany w tym miejscu, kiedy się za siebie odwróciłem zobaczyłem grób i krzyż. Chcielem temu zaradzić i zacząłem egzorcyzmowac ten grób by dusza zaznala spokoju, ksiądz nawoływał bym zaprzestał rytuały, ja te zło wyganialem i stało się ale nie to czego oczekiwałem, z grobu z ziemi wyrósł nagle kopiec i wyskoczył z niego czarny szczur który przeinaczył się w czarnego ptaka, potem ja wyrwałem w jego kierunku, ksiądz krzyczał za mną bym go łapał ja chwyciłem za nogi jakiegoś innego z długim ostrym dziobem i używałem go niczym szpikulca do lodu i zabijałem czaskalem te wszystkie czarne ptaki które tylko zdołałem z pośród szarych czarno szarych, były to kruki wrony i szpaki które zaplataly się gdzieś w gęstych krzakach czy gałęziach wrosnietymi w płat ze sztachetami.. I Tyle tego że Ciężko mi to zrozumiec o co w tym wszystkim chodzi.