Spotkanie z Doktorem Plagi
Byłam w moim ogrodzie przy domu. Panował już mrok po zachodzie słońca, pogoda była agresywna. Burza rozchulała się na dobre. Grzmoty i pioruny biły co kilka sekund a wiatr był bardzo silny. Czułam przytłaczające mnie negatywne uczucia, strach, czułam się zaszczuta niewiadomo przez co lub kogo. Nagle w moim ogrodzie pojawiła się ubrana w ciemne szaty postać z charakterystyczną maską ptaka, długą i szpiczastą niczym dziób nie stworzonej istoty. Wyszedł z ciemności, jakby ta ciemność była portalem do innego świata. Od razu poznałam w tej istocie Doktora Plagi. Patrzył się na mnie i śledził mnie wzrokiem ale nie ruszał się z miejsca, nic nie robił, nawet nie powiedział ani słowa, po prostu stał i się na mnie patrzył. Czułam narastającą we mnie adrenalinę, strach, zaszczucie i agresję. Niedaleko stali moi rodzice, przyglądali się, też nic nie robili a po prostu patrzyli. Krzyczałam do nich że on tutaj stoi, mówiłam że tutaj stoi Doktor Plagi... Nie słuchali mnie, mówili do mnie abym nie wymyślała, abym nie przesadzała. Mówili do mnie jak do wariatki, schizofreniczki. Że sobie to wymyśliłam ale ja go widziałam tuż przed sobą. W tym momencie rzuciłam się na niego, zaczęłam z agresją go bić, kopać w brzuch i atakować. On... Jedynie próbował się bronić, zasłaniał się i nic więcej. Nie próbował mnie zaatakować ani oddać ciosu, jedynie bronił się stojąc dalej w miejscu. Po chwili wepchnęłam go do tej otchłani z której przyszedł... Znikł...